Portfolio artystyczne

Pigmalion

Jean-Philippe Rameau
PIGMALION
Premiera 16 października 2015, Warszawska Opera Kameralna

Obsada:
Pigmalion – Karol Kozłowski
Céphise – Iwona Lubowicz
L’Amour – Julita Mirosławska
La Statue animée – Barbara Zamek
Tancerze – Romana Agnel, Alicja Petrus, Dariusz Brojek
Warszawski Chór Kameralny (przygotowanie Agata Góreczna-Jakubczak)
Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej
Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
Reżyseria Natalia Kozłowska
Kierownictwo muzyczne Benjamin Bayl
Scenografia Olga Warabida
Kostiumy Martyna Kander, Aleksandra Gąsior
Choreografia Romana Agnel


„Pigmalion” to spektakl inteligentny, dobrze poprowadzony, na wskroś współczesny, sprytnie dialogujący z przeszłością. Już sama jego
konstrukcja okazała się ciekawa, bowiem pomimo trzech elementów budujących spektakl („Dardanus”, „Orphee”, „Pigmalion”) odbierało się
go jako całość. Jesteśmy więc we współczesnej pracowni malarskiej/rzeźbiarskiej. Na środku stoi przykryta białym prześcieradłem rzeźba.
Scenografia jest minimalistyczna, ale wyrazista. Ściany pochlapane resztkami farby, pokryte znanymi z naszych ulic graffiti – nic więcej nie
trzeba (scenografię multimedialną przygotowała Olga Warabida).
Na scenie para młodych ludzi: rzeźbiarz w typowym roboczym, zielonym kombinezonie i jego dziewczyna, w luźnym domowym
stroju. Ona śpiewa mu historię Orfeusza (kantata Clerambaulta). Myślami są jednak gdzieś indziej: on w swoim świecie pochłonięty pracą
(?), ona – emocjonalnie odległa. Żyją razem, choć wygląda na to, że… oddzielnie. O ile dziewczyna próbuje zainteresować go opowiadaną
(śpiewaną historią), o tyle on w żadnym momencie nie wykazuje nią zainteresowania. Jest obok. Dwa światy równoległe.

W „Pigmalionie” otrzymujemy swoistą kontynuację tej historii. Już wiemy, co zajmuje głównego bohatera – rzeźba, która właśnie ukazuje się
naszym oczom. Bo zgodnie z librettem Ballota de Sovota, to Amor nakazał mu się zakochać w wyrzeźbionym przez siebie posągu. Jego
dziewczyna, Cephise, przeczuwa że chłopak kocha inną. Modlący się do rzeźby Pigmalion przechodzi katusze. Ale było warto, bo w pewnym
momencie Amor ożywia posąg. Dziewczyna z rzeźby pada w ramiona swego twórcy i wybawiciela. Teraz dopiero rozumiemy sens całej
misternie sklejonej opowieści. Ale to nie wszystko, mamy też znakomite zakończenie.


W oryginale tłum wchodzi do muzeum, by oglądać dzieła artysty. U Kozłowskiej lud (czy raczej mieszczanie) wchodzi pojedynczo,
spokojnie wypełniając pracownię. W pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że odwiedzają ją dobrze znane postacie, ożywione z
obrazów. Jakich? Dziewczyna czytająca list Johannesa Vermeera, „Portret małżonków Arnolfinich” Jana van Eycka, „Podwójny portret pary
książęcej Urbino” Piera delia Francesca, „Matka” Jamesa McNeilla Whistlera, „Tancerka” Edgara Degas czy „Chłopiec z fajką” Pabla Picassa.
Ich bohaterowie najpierw nieśmiało oglądają pracownię, przechadzają się, dziwią, następnie zaprzyjaźniają się z nią i zaczynają swobodnie
tańczyć (kostiumy autorstwa Martyny Kander i Aleksandry Gąsior). Pyszny finał tej opowieści. Prosty, a jakże sugestywny.”
Fragment recenzji Jacka Hawryluk w Ruchu Muzycznym https://e-teatr.pl/nie-tylko-pigmalion-a210485