Nowy Don Kiszot
Aleksander Fredro
Nowy Don Kiszot czyli Sto szaleństw
Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana, Duża Scena
Premiera 26 lutego 2011
reżyseria Natalia Kozłowska
dekoracje i kostiumy Marcin Jarnuszkiewicz
współpraca scenograficzna Paulina Czernek
muzyka Stanisław Moniuszko, Urszula Borkowska
aranżacja muzyczna Urszula Borkowska
choreografia i ruch sceniczny Katarzyna Anna Małachowska
reżyseria światła Prot Jarnuszkiewicz
kierownictwo chóru i opieka wokalna Anna Chmielarz
Wykonawcy:
Karol – Piotr Bajtlik, Michał – Wojciech Czerwiński, Burmistrz – Tomasz Błasiak, Małgorzata – Magdalena Smalara, Zofia – Marta Kurzak, Postylion – Marcin Jędrzejewski, Kasztelan – Tomasz Grochoczyński, Jakub – Michał Maciejewski, Boruta – Adam Biedrzycki, Wójt – Antoni Ostrouch, Kmotr – Dominik Łoś, Wieśniaczki: Marta Alaborska, Katarzyna Kołeczek, Zuzanna Lipiec, Ewa Makomaska Wieśniacy: Paweł Ciołkosz, Marek Kudełko, Michał Maciejewski oraz chórzyści Anna Chmielarz, Patrycja Modlińska, Renata Szczypior, Andrzej Borzym, Andrzej Gręziak, Sebastian Boguszewski, Piotr Pieron, Kamil Kaznowski muzycy Marcin Świderski/Michał Sobiera, Justyna Baran/Urszula Izak, Klaudiusz Baran/Patryk Sztabiński, Mateusz Szemraj/Michał Pindakiewicz, Konrad Kubicki/Wojciech Gumiński, Marta Maślanka/Piotr Gliński
Recenzja Zbigniewa Kowalewskiego Don Kiszot na nowo (dziennikteatralny.pl):
Zaprezentowane na scenie Teatru Polskiego widowisko przypomina witraż pełen kolorowych szkiełek, tworzących razem czytelną kompozycję. Prasowy pokaz różni się nieco od premiery, bo nie ma na nim wielokrotnych wyjść aktorów, obdarzanych oklaskami po spektaklu. Jest też specyficzna publiczność, która składa się ze starych wyg, bywalców różnych teatrów i krytyków, którzy starają się nie ulegać emocjom. Mają bowiem ocenić warsztat reżyserski i umiejętności uczestniczących w przedstawieniu osób. Mimo to, w czasie trzeciej próby generalnej „Nowego Don Kiszota” w sali Teatru Polskiego rozlegały się brawa dla solistów i całego zespołu. Czy było aż tak dobrze?
Natalia Kozłowska wyreżyserowała „Nowego Don Kiszota”, krotochwilę z muzyką Stanisława Moniuszki w aranżacjach Urszuli Borkowskiej wraz z jej nowymi kompozycjami. Jak już rzekł kiedyś Billy Wilder: „nikt nie jest doskonały”. Młodej pani reżyser także można zarzucić nazbyt rozbudowaną ekspozycję, która zajmuje niemal cały pierwszy akt. Jeżeli jednak cierpliwy widz doczeka następnej części widowiska, zostanie sowicie nagrodzony porcją piosenek, zabawnych sytuacji scenicznych i sporą dawką scen zbiorowych pląsów przy dźwiękach dobrej muzyki. W każdej z dopracowanych reżysersko sytuacji, widać rzetelną robotę nad tworzywem z wykorzystaniem wszelkich możliwości scenografii i techniki oświetleniowej. Organizacja przestrzeni, w której toczy się akcja, pozwala obserwować ją równocześnie na kilku planach, tworzących perspektywiczną głębię. W taki prosty sposób, z kilku malowanych zastawek, Marcin Jarnuszkiewicz stworzył gęsty las, a we wcześniejszych partiach teatralnej opowieści obszerne wnętrze z alkową, gdzie burmistrz z radością oddaje się miłosnym uniesieniom z niewierną żoną leśnika.
Jest w tym rozplanowaniu scenografii i akcji scenicznej wiele inspiracji ze światowej tradycji teatralnej. Odnosi się wrażenie, że autorka inscenizacji chce zaprezentować swoje możliwości oraz obszerną wiedzę, jaką niewątpliwie posiada. Czuje się ogromny wpływ jugosłowiańskiej mody na Bregovica, ale też widać zauroczenie hiszpańskimi rytmami muzyki flamenco. Akurat w tym wypadku jest to uzasadnione tytułem spektaklu, bo to był kraj Don Kiszota. Rycerz błędnego oblicza w polskim wydaniu nie jest jednak pomylonym starcem. To całkiem przystojny młodzieniec, idealista gotowy bronić honoru skrzywdzonych kobiet.
Bez obaw, nie będę opowiadać treści sztuki, chociaż z historią spisaną przez Cervantesa, ma ona bardzo luźny związek. Fabuła w tym przedstawieniu jest zresztą jedynie pretekstem do scen tanecznych, chóralnych śpiewów i popisów solistów. Wszystko to zostało dokładnie zsynchronizowane przez posiadającą wiedzę, intuicję i wyczucie, młodą inscenizatorkę. Jej twórcza współpraca z choreografem, muzykami i zespołem aktorskim musiała przynieść efekt w postaci widowiska sprawiającego wrażenie lekkości i zabawy. A przecież to rezultat wielu mozolnych prób i szczegółowych opracowań tekstu i partytury, wers po wersie, takt po takcie.
Niezwykle interesującym zabiegiem reżyserskim jest rozplanowanie ról protagonistów i tła postaci z pierwszego planu akcji. Odchodzący po występie chór i tancerze tworzą audytorium swego rodzaju „teatru w teatrze”. Statystując, pomagają niekiedy koryfeuszowi, służąc mu tak, jak czynią to (umownie niewidzialne) postaci z japońskiego teatru No. Zrobione jest to wszakże tak zgrabnie, że czynności te wydają się uzasadnione, zupełnie oczywiste i naturalne.
Uroda plastyczna tego przedstawienia jest niezaprzeczalnym atutem inscenizacji tekstów hrabiego Aleksandra Fredry w stołecznym Teatrze Polskim. Można było się spodziewać, że trącący myszką wiersz zostanie tak przenicowany, aby przychodząca do teatru młodzież chciała go słuchać i oglądać aktorów wypowiadających napisane przed wiekami słowa autora. Rewolucji na szczęście nie było. Dzięki temu duch Fredry ocalał, a niezwykle uzdolniony, młody zespół aktorski, inteligentnie prowadzony przez reżyserkę, poradził sobie z materiałem literackim naprawdę znakomicie. Brzmiał on zupełnie zrozumiale, zachowując urok epoki, która twórczo inspirowała znakomitego komediopisarza. Jest w tym spektaklu niebywały urok „Snu nocy letniej” Szekspira, ale też pobrzmiewają w nim tony niezapomnianego „Kabaretu Starszych Panów”. Być może nie ma to nic wspólnego z intencjami inscenizatorki, ale opisuję tu tylko własne skojarzenia po obejrzeniu sztuki w Teatrze Polskim. Zapewne tych odniesień jest o wiele więcej, niż wyliczyłem. Tak dzieje się zawsze w przypadku montażu spektaklu na bazie olbrzymiej spuścizny literackiej autora. W dziełach Aleksandra Fredry tkwi ogromnie wiele prawdy o ludziach i społeczeństwie. To nie przypadek, że „Nowy Don Kiszot” pojawia się równocześnie w stolicy i na teatralnej prowincji. Fredro jest wiecznie żywy i aktualny.
Zaprezentowane na scenie Teatru Polskiego widowisko przypomina witraż pełen kolorowych szkiełek, tworzących razem czytelną kompozycję. Aby jednak mieć widok na cały jego ogląd, należy odejść dalej i spojrzeć na dzieło z odpowiedniego dystansu. Z bliska możemy się rozkoszować barwami, formą oraz grą świateł na poszczególnych elementach tej mozaiki. Komu wystarcza ta zabawa, nie musi się nawet oddalać. Tym, którzy to uczynią, dane będzie zrozumieć o wiele więcej, niż wynika z prostej opowieści o „Nowym Don Kiszocie”. Zagrał go Piotr Bajtlik i uczynił to z wielką finezją. Podobną dezynwolturą wykazał się Wojciech Czerwiński w roli sługi Don Kiszota. Był zabawny zarówno w roli rodzimego Sancho Pansy, jak i w kobiecym przebraniu. W pozornie zgranych już numerach, rodem ze starego wodewilu i kabaretu, wykazał się on talentem, jaki wcześniej ujawnił na kameralnej scenie tego samego teatru. W wieczorze piosenek Brassensa gra i śpiewa z podobną swobodą, lekkością i swadą. Reżyserka wykazała się kobiecą intuicją, trafnie obsadzając go w tej roli. Magdalena Smalara, uczestnicząca wraz z nim we wspomnianym wieczorze piosenek, także znalazła swoje miejsce w obsadzie „Nowego Don Kiszota”.
Zbigniew Kowalewski
ksiazeizebrak.pl
1 kwietnia 2011