Portfolio artystyczne

Les Indes Galantes

Jean-Philippe Rameau
Les Indes Galantes (Zamorskie zaloty)
Premiera 30 kwietnia 2016 r. Opera Nova Bydgoszcz, w ramach XXIV Bydgoskiego Festiwalu Operowego

Wykonawcy:
Cécile Achille – sopran
Marelize Gerber – sopran
Natalia Kawałek – mezzosopran
Erwin Aros – tenor
Karol Kozłowski – tenor
Dawid Witczak – baryton
Tancerze: studenci Poznańskiej Szkoły Baletowej
Orkiestra i chór Il Giardino d’Amore
Reżyseria Natalia Kozłowska
Kierownictwo muzyczne Stefan Plewniak
Scenografia Olga Warabida
Kostiumy Paulina Czernek
Światła Maciej Igielski
Choreografia Leszek Rembowski, Beata Wrzosek-Dopierała, Krystyna Frąckowiak, Mirosław Różalski

Relacja Doroty Szwarcman na jej blogu Co w duszy gra (polityka.pl)

Przedsięwzięcie międzynarodowe i jednorazowe (choć kto wie, może kiedyś uda się powtórzyć?), a wypaliło znakomicie. Po trzech godzinach (wycięto akt „perski”) publiczność oklaskiwała na stojąco wykonawców Les Indes galantes Jeana-Philippe’a Rameau.

Było to chyba pierwsze wykonanie tego dzieła nie tyle polskimi siłami, co pod polskim kierownictwem. Orkiestra, występująca pod szyldem Il Giardino d’Amore – w większości polska, ale z kilkuosobowym wkładem zagranicznym, zmontowana przez polskiego skrzypka działającego na Zachodzie Stefana Plewniaka. Chór – głównie śpiewacy Capelli Cracoviensis. Soliści z Francji i Południowej Afryki, ale polska dwójka – Natalia Kawałek i Karol Kozłowski – stanowiła najmocniejsze punkty. Reszta już całkowicie polska. Największy eksperyment w dziedzinie baletu: tańczyli uczniowie poznańskiej szkoły baletowej – gimnazjaliści! Wyszło to bardzo naturalnie i ujmująco, z tańcami dzikusów na czele. Pracowało przy tym czworo choreografów – ich pedagogów.

Reżyserowała chyba już główna nasza specjalistka od baroku – Natalia Kozłowska. Ze scenografią Olgi Warabidy (jak zwykle z elementami projekcji) i kostiumami Pauliny Czernek stworzyła wizję prostą i pełną bezpretensjonalnego uroku. Oczywiście zachwycała przede wszystkim muzyka, ale wizja sceniczna nie starała się jej zagłuszyć. Może najmniej pomysłu było na prolog z udziałem Hebe i Bellony, z jakimiś dziwnymi tańcami dymnych smug na projekcji w tle. Akt „turecki” był dość dosłowny: w tle przewalało się morze, albo spokojne, albo burzliwe. To trochę Uprowadzenie z seraju a rebours: tam Osmin uwalnia kochanków, żeby pokazać swą szlachetność w kontraście do okrucieństwa ojca Belmontego, tu Osman odwdzięcza się czułemu Waleremu, u którego niegdyś był w niewoli i tamten traktował go szlachetnie. Przez drugą połówkę aktu Walery (Karol Kozłowski) ze swą ukochaną Emilią (Natalia Kawałek) płyną i śpiewają na symbolicznej łódce ciągniętej na linach z jednej strony sceny na drugą.

Akt „peruwiański” jest atrakcyjny wizualnie. Pojawiają się schody jak do inkaskiej świątyni, bohaterowie mają efektowne ogniste stroje, a w finale wybucha wulkan – oczywiście tylko na projekcji. Wreszcie akt „dzikusów” w pióropuszach, jak u Indian z Ameryki Północnej. Tu nasi śpiewacy łapią drugi oddech: Natalia Kawałek ukazuje w pełni swój temperament (i świetny głos) w roli szczerej i bezpośredniej Zimy, a Karol Kozłowski jako zmienny galant Damon tym razem bardziej niż głos demonstruje poczucie humoru. A Stefan Plewniak dyrygował ten akt również w pióropuszu (muzycy orkiestry zaś mieli pomalowane twarze).

Stojak był obowiązkowy i narzucało się powtórzenie słynnego marszu dzikusów, tym razem z udziałem klaszczącej publiczności, którą również pokierował Plewniak  – po prostu „cała sala śpiewa z nami”.”

Z relacji Iwony Ramotowskiej http://dolce-tormento.blogspot.com/p/triumf-amora-czyli-les-indes-galantes.html

„Długa opera Rameau została z premedytacja skrócona – obcięto trzecie entree, czyli perskie święto kwiatów. Krył się za tym nie tylko zamiar ograniczenia rozmiarów opery, ale przede wszystkim pomysł, żeby kolejne części podporządkować czterem żywiołom.
W ten sposób dostaliśmy „powietrzny” prolog – subtelna Hebe w otoczeniu tancerzy ogłasza swoiste zawody: ponieważ waleczna Bellona przerywa jej święto, by nęcić wojenną chwałą (czemu ulegają, oczywiście, mężczyźni!), Hebe wzywa Amora. Ten przewrotny bóg miłości musi udowodnić swoją wyższość. I oczywiście tak się właśnie dzieje!
W dalekiej Turcji zakochany w swej brance Osman, wzruszony siłą miłości, darowuje wolność Emilii i jej ukochanemu Waleremu. To entree to żywioł wody – mamy prawdziwą morską burzę z piorunami i błyskawicami, oddaną muzycznie, ale też inscenizacyjnie – przez projekcje i scenografię, W inkaskiej świątyni Słońca żarliwe uczucie pięknej Phani i hiszpańskiego oficera Carlosa przezwycięża intrygi podstępnego kapłana Huascara. To żywioł ognia. Scenografia, projekcje i kostiumy w ciepłych „ognistych” kolorach dowodzą tego jednoznacznie. No a podstępny Huascar kończy w ogniu wulkanu!
W końcu żywioł ziemi – indiańskie plemię i święto Fajki Pokoju. Piękna Zima odrzuca zaloty cudzoziemców – stałego Hiszpana i płochego Francuza – i wybiera kochającego ją Adaria, czyli miłość „zgodną z naturą”. Finał to triumf miłości i Taniec Fajki Pokoju.”